w księdze » Konrad Dziudzio
Konrad Dziudzio
12 września 1980 - 10 grudnia 1999
Konrad Dziudzio urodził się 12.09.1980 roku we Wrocławiu, zmarł 10.12.1999 roku we Wrocławiu. Urodził się w rodzinie katolickiej, sakramenty święte: chrzest, komunię świętą i bierzmowanie przyjął w Kościele parafialnym pw. Św. Henryka we Wrocławiu. Jako małe dziecko w wieku 3 lat zapadł na niego wyrok, stwierdzono bowiem że choruje na nowotwór ?chłonniaka? umiejscowionego w oskrzelach. Usilne modlitwy i ofiarowanie przez wstawiennictwo Matki Bożej sprawiły, że choroba całkowicie się wycofała guz wielkości orzecha włoskiego zniknął to było cudowne uzdrowienie. Do 9 roku życia był pod stałą opieką lekarzy specjalistów jednak nigdy nie potwierdzono schorzenia wcześniej zdiagnozowanego tj. chłonniaka. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej rozpoczął naukę w Szkole Handlowej. Wybrał taką szkołę, bo bardzo lubił ludzi i kontakty z nimi. Był bardzo szczery, ufny i wrażliwy na drugiego człowieka, szczególnie na krzywdę, nie potrafił przejść obojętnie obok potrzebującego (często z domu wynosił ubogim jedzenie i rzeczy, czasem nie mówiąc nikomu z domowników, bo miał świadomość, że w domu się nie przelewało). Zawsze chętnie pomagał potrzebującym, tak wychowany w domu w uwrażliwieniu na drugiego człowieka, zawsze cytował słowa ?nie czyń drugiemu, czego nie chciałbyś, aby Tobie czyniono?. To ja matka zawsze powtarzałam i powtarzam moim dzieciom taką dewizę życiową. Jednak tak wychowany zapłacił najwyższą cenę, jaką zapłacić może człowiek – śmierć. Nieznane są mi przyczyny śmierci. Został powieszony w bramie 11 kondygnacyjnego wieżowca, lecz śledztwo umorzono. Przez 9 miesięcy od śmierci tj. od 10.12.1999 roku do września 2000 roku Miłosierny Bóg pozwolił przychodzić mu do nas w snach za pośrednictwem najstarszej córki opowiadał jej o przyczynach śmierci i o kolejnych etapach jego zbawienia. Prawdopodobnie zginął, bo pożyczył pieniądze, których nie miał skąd oddać i o których nie powiedział nikomu w rodzinie. Tak mówią inni, lecz tajemnice śmierci zabrał ze sobą. Bardzo nam go brakuje tęsknimy za nim. Pięcioosobowa rodzina legła w gruzach każdy z nas jest teraz innym człowiekiem. Ja matka wybaczyłam mordercom mojego dziecka, nie wolno mi osądzać, to może zrobić tylko BÓG, ale bardzo gorąco się modlę, aby Matka Boża wyprosiła łaskę szczerej spowiedzi dla sprawców śmierci mojego syna Konrada, aby już nigdy nie zrobili takiej krzywdy nikomu jak mojemu dziecku.
Teresa Mazur-Dziudzio