w księdze » Bartek Lis
Bartek Lis
17 października 1989 - 11 września 2008
Bartek Lis przyszedł na świat 17 października 1989 roku jako trzeci syn Władysławy i Jana. Jego życie na ziemi choć niedługie, pełne było wielu bolesnych doświadczeń. Mając kilka miesięcy doświadczył cierpienia, poprzez oparzenie czoła, a skutki tego wypadku miały znaczący wpływ na jego dalsze życie. Jako dziecko wychowywał się wraz z braćmi, razem spędzali najwięcej czasu. Niedługo po przyjęciu I Komunii Św. rozpoczął służbę Bogu jako ministrant, a później jako lektor niezwykle gorliwie uczęszczał na Msze Św. Był radosny i otwarty. Nie sprawiał problemów wychowawczych, miał bardzo dobry kontakt z rówieśnikami. Od 15 roku życia przeszedł 4 operacje w celu usunięcia blizn będących skutkiem oparzenia. Były one początkiem dojrzałego i głębokiego jak na ten wiek podejścia do życia. Bartek był bardzo dzielny – ze spokojem podchodził do operacji. Mimo bólu potrafił dostrzec krzyż i cierpienie swoich rówieśników, oraz dzieci leczących się w szpitalu w Polanicy Zdroju, dodając im otuchy i nadziei. Przedostatni zabieg przyczynił się do nieodwracalnego uszkodzenia nerwu łzowego. Od tego czasu, pomimo stosowania wszelkiego rodzaju leków i pomocy wybitnych specjalistów nie udało się zniwelować nieustannego bólu oczu. Podczas dnia często ciężko było mu patrzeć, szczególnie, gdy było słonecznie i wietrzenie, zaś w nocy ten ból powodował trudności z zaśnięciem. Mimo tego Bartek się nie poddawał, wręcz przeciwnie – pragnął czerpać z życia jak najwięcej. Często biegał, uprawiał różnego rodzaju sporty, lubił jazdę na rowerze oraz wędrówki po górach. Rozpoczął także naukę gry na gitarze, która sprawiała mu wielką przyjemność. Stała się jego wielką pasją, oraz była początkiem zamiłowania do pielgrzymek na Jasną Górę. Wędrował czterokrotnie i zawsze towarzyszyła mu w tym gitara, bo – jak sam pisze- ?będę to robił, póki sił mi wystarczy. Zawsze moim marzeniem było jeździć i grać – głosząc Radość!?. Nie zrażał się bólem oczu, nikomu o tym nie mówił, przeciwnie – tryskał entuzjazmem, radością, celowo dobierał radosne brzmienia gitary. Często mawiał, że pielgrzymka jest jednym ze źródeł jego przemiany. Była wpisana na stałe do kalendarza wakacyjnych planów. Umiał także dostrzec piękno otaczającego świata, które było widoczne na wykonanych przez niego zdjęciach i pisanym pamiętniku – ?Aż się chce wyruszyć w życie?. W tym czasie interesował się także motoryzacją, bardzo lubił jeździć samochodem, a nawet kompletując części sam złożył sobie pierwszy motor. Łatwo nawiązywał kontakty, więc szybko rosło grono znajomych, z którymi rozmawiał o wszystkim, poruszając niejednokrotnie tematy wiary. Często wyczuwał trudne sytuacje życiowe swoich rówieśników, którym ofiarnie starał się pomóc, bo jak sam mawiał: ?My na ziemi jesteśmy dla ludzi!?. Wraz ze znajomymi przyczynił się do organizacji Dróg Krzyżowych w swojej parafii, a później do innego rodzaju czuwań i adoracji. Cieszyło go to – jak sam pisze w pamiętniku pisanym z przyjaciółką – ?płynie z tego moc modlitwy (…) czuć w tym serce. Myślę, że jeszcze dużo pięknych rzeczy będziemy potrafili z siebie wydobyć. Rzeczy, których ludzie potrzebują!
Wierzę, bo pracować z Wami to daje siłę! (…) Pamiętam ostatnią drogę, był to moment ukrzyżowania, to było przeżycie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Skończyłyście śpiewać, ukrzyżowanie trwało, postanowiłem przemówić grając, by było jeszcze bardziej dobitnie! Wtedy się przeliczyłem, myśląc że ja to wszystko znam, wiem, więc niech męka działa na zgromadzonych ludziach. Odwróciłem się pierwszy raz…moment przybicia…czułem ten ból jakby na sobie! Nie mogłem oddychać! Dusiłem się! Po prostu się dusiłem a płuca jakby były pełne, że zaraz miały wybuchnąć (…) Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem! Tak, jakby moc Męki spadla na mnie. Zacząłem oddychać dopiero od chwili, gdy skończyłem grać. (…)Wciąż nie rozumiem jak to możliwe.? Jego ostatni, dziewiętnasty rok życia był najbardziej intensywny: zdał maturę, dostał się na wybrane przez siebie kierunki – wybrał logistykę na Politechnice Rzeszowskiej. Mimo ciągłego bólu oczu podjął pracę fizyczną w dwóch zakładach, szybko zdobywając sympatię współpracowników. Chciał jeszcze owocniej przeżyć ten czas, więc wyjechał na spotkanie młodzieży w Lednicy, Papieskie Dni Młodych w Nowym Sączu, a także tu w Zabawie brał udział w warsztatach muzycznych przed PPT, po których czwarty raz wyruszył na pątniczy szlak. Często powtarzał, że jest to jego najbardziej wyczekiwana część wakacji. 6 września 2008 roku wraz z braćmi wziął udział w pielgrzymce Liturgicznej Służby Ołtarza do sanktuarium w Zawadzie. Po powrocie do domu, mimo zmęczenia, udał się wraz ze starszym bratem zrobić zdjęcia na rajdzie dziennikarzy, organizowanym w pobliskiej miejscowości. Podczas z wyścigów, jedno z aut wypadło z trasy, trafiając wprost w stojących braci. Obaj zostali przewiezieni do szpitala, jednak Bartek nie odzyskiwał przytomności. W tej intencji, w pobliskich parafiach odprawiane były Msze Św. o specjalnych godzinach, na których zbierały się niezliczone ilości ludzi. Organizowane były Różańce, oraz setki osób łączyło się na modlitwie Koronki w godzinie Miłosierdzia. Nieustannie młodzi przychodzili do szpitala, udowadniając tym samym, jak wiele Bartek dla nich znaczył. Pragnęli być przy nim, tak jak wtedy, gdy on był przy nich w potrzebach. Przez pięć dni odprawionych zostało około 30 Mszy Świętych w jego intencji. Jednak to wołanie nie było zgodne z wolą Pana. Marzeniem Bartka było to, by jak największą liczbę osób gromadzić w kościele na czuwaniach i spotkaniach modlitewnych – spełniło się ono podczas jego Mszy pogrzebowej, na którą przyszły rzesze przyjaciół, znajomych, a także schola pielgrzymkowa, która była mu niezwykle bliska. Bartek spełnił swój cel 11 września 2008 roku – ?Chciałbym jeszcze w życiu dużo zrobić, ale jeśli przyjdzie mi umrzeć jutro – pogodzę się z tym! (…) Moim celem w życiu jest to by je przeżyć tak, by niosło ono nadzieję, a bliscy których bym pozostawił, byli o mnie spokojni, a głównie bym ja mógł być spokojny, by się radowali z tego, że ja jestem u Tego do Którego zmierzałem? ( z jednego z zapisków – 16.04.2008 ). My rodzice i bracia Bartka łączymy się w bólu, ze wszystkimi, którzy przeżywają tragedie rozstania się z ukochaną osobą. Musimy czerpać nadzieję od Zmartwychwstałego Jezusa oraz siłę od Matki Bożej Bolesnej, by móc powstawać.