w księdze » Krzysztof Wojciechowski
Krzysztof Wojciechowski
5 stycznia 1966 -
Krzysztof urodził się 5 stycznial966 r. Po zdaniu matury nie dostał się na studia na wydział budownictwa, w zastępstwie zaczął studiować chemię, która go nie interesowała a tylko była szansa przejścia w drugim semestrze na wybrany kierunek. Gdy to okazało się niemożliwe, porzucił studia i odsłużył wojsko, a następnie otrzymał dobrą pracę w Urzędzie Celnym w Zgorzelcu. Po dwóch latach pracy ożenił się z celniczką Elżbietą i z tego małżeństwa w 1990 urodził się syn Michał, w 1994 córka Karolina i w 1995 syn Kamil. Pożycie rodzinne i praca przebiegały pomyślnie pod względem duchowym i materialnym.
Wiosną 1997 r. syn bardzo się zmienił. Bywał przygnębiony, coś go dręczyło. Zdecydował się poinformować mnie, że ma kłopoty z kolegami w pracy, którzy tworzą mafię przemytniczą a on nie chce do niej przystąpić. Dostawał głuche telefony, nieraz pogróżki, itp. Gdy przestępcy definitywnie wiedzieli, że syn nie przystąpi do ich gangu, 20 lipca 1997 r. porwali go z przystanku PKS spod domu teściów, gdy czekał na autobus do swojego domu w Zawidowie. Po kilku godzinach rozpoczęliśmy poszukiwania, zgłosiliśmy fakt zaniknięcia na policję, która w bezczelny sposób zignorowała i zlekceważyła sprawę, mimo że zgłosiliśmy telefoniczne pogróżki. Uciekaliśmy się nawet do jasnowidzów i zaangażowaliśmy firmę detektywistyczną z Warszawy. Według tego śledztwa i ocen jasnowidzów /takich, którzy współpracowali z policją/ syn żył przez pierwszy tydzień, był bity, głodzony i nie dostawał żadnych napojów. 29 sierpnia sygnały od jasnowidzów określiły jednoznacznie, że już nie żyje. 13 września pod Zgorzelcem, rolnik wykonujący orkę na swoim polu, przerwał pracę i udał się do znajomego lasu na kanie /grzyby/. Około 50 m od brzegu lasu natknął się na powieszone na niskim drzewie rozkładające się zwłoki. Wokół panował niesamowity fetor. Czaszka i ręce obnażone były do kości, masa zgniłego ciała rozlana była wokół, a całość pokrywało czarne robactwo. Zdjęcia z tego, co opisuję znajdują się w materiałach śledczych. W tej sytuacji policja miała gotową wersję zdarzenia – samobójstwo. Pani prokurator Węglarowicz była jednak innego zdania. Prosiła nas, aby czekać na specjalistę anatomo-patologa, który czasowo przebywał za granicą. Sekcja odbyła się 23 września, później kilka dni trwały jeszcze towarzyszące badania i dopiero 3 października odbył się pogrzeb. Identyfikację przeprowadzono na podstawie badania włosa, który podczas żmudnych poszukiwań znaleziono przy zwłokach i porównano z włosem znalezionym w mieszkaniu w swetrze syna. Porównywano też uzębienie z kartoteką u stomatologa. Pod bransoletką zegarka uchowało się pasemko skóry i kawałeczek mięśnia i to także posłużyło do identyfikacji. Bezpośrednia przyczyna zgonu została ustalona na podstawie oględzin i zdjęć fotograficznych koszuli, na której były dwa otwory wlotowe po kulach z broni palnej oraz ślady prochu strzelniczego. Opisałem to wszystko obszernie, bo droga do prawdy była bardzo długa. Kiedyś ktoś mnie pytał, po co godziłem się na tak długi okres badań, przecież i tak życia nikt już synowi nie wróci. Odpowiedziałem, że syn przez całe swoje życie był dobrym dzieckiem, nigdy nie obraził ojca ani matki. Był wspaniałym dzieckiem i człowiekiem. Wierzę, że tam w Domu Ojca cieszy się szczęściem wiecznym, chociaż tu na ziemi pozostawił tyle smutku i rozpaczy. Wiemy, że tak jest, bo Bóg jest dobry. Oprawcom i mordercom wybaczyliśmy. Codziennie modlimy się na różańcu za dusze zmarłych, także ofiary przemocy i za nawrócenie grzeszników. Z ostatnich informacji uzyskanych od policji wynika, że jeden z morderców zginął w wypadku samochodowym, a drugi – ten bezpośredni zabójca został zabity pod Wleniem /koło Lwówka Śląskiego/ podczas gangsterskich porachunków. Zaprzyjaźniony policjant na wysokim stanowisku mówił mi, że wiedzą od dawna, kto to zrobił, ale nie było dowodu i na kilka osób rozciągnęli intensywną inwigilację.
Kazimierz Wojciechowski