w księdze » Michał Staszewski
Michał Staszewski
15 sierpnia 1985 - 15 maja 2000
Michał Staszewski urodził się w Gliwicach 15 sierpnia 1985 r w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Na chrzcie św. otrzymał imię Łukasz. Był pierwszym i jedynym naszym synem. Jako 9-cio miesięczne dziecko przeszedł poważną operację z bardzo dobrym skutkiem. Jaki był? Bardzo aktywny, ciekawy świata, wrażliwy, uczuciowy, z blond loczkami i oczyma w kolorze bursztynu. Od maleństwa lubił bliskość przyrody, zwierząt. W wychowaniu w wierze ważną rolę odegrała Babcia Zofia, która umiała odpowiedzieć na trudne pytania Michałka o duszy, Duchu, Bogu znacznie wykraczające poza poziom dziecka. Pierwszą Komunię Świętą przyjął 15 maja Podwyższenia Krzyża Św., a Sakrament Bierzmowania 15 maja 2000 r. kolega ze szkoły, Tomek S. wraz ze swoim znajomym Rafałem F. (15 i 20 lat) zwabili podstępnie syna na pobliski poligon pod pretekstem pokazania granatów. Michał wyszedł z domu o godz. 15.30 i nie wrócił już nigdy. Poszukiwania trwały prawie siedem tygodni, do 29 czerwca. Sprawcy wskazywali nam różne miejsca pobytu Michała. Były to opuszczone schrony, stare niezamieszkane domy, tereny oczyszczalni ścieków, zarośla nad kanałem gliwickim i wiele innych niebezpiecznych miejsc. W poszukiwaniach brały udział niemal całe Gliwice: rodzina, przyjaciele z pracy, koledzy ze szkoły syna, sąsiedzi, płetwonurkowie, klub jeździecki, treserzy z psami. Powoli dopuszczałam do świadomości fakt, że mogła się zdarzyć tragedia. Byliśmy w Częstochowie prosić Matkę Bożą o odnalezienie naszego dziecka. Już. po kilku dniach człowiek, który znał bardzo dobrze poligon miał proroczy sen, że ma iść w znane sobie miejsce przy zbiegu rowów melioracyjnych i coś tam odnaleźć. Mimo to pan Edward nie poszedł od razu. Sen powtórzył się następnej nocy. Rano po Mszy św., poszedł prosto we wskazane miejsce i znalazł Michała. Syn był zakopany w dole pod korzeniem wywróconego drzewa, spod ziemi wystawała noga. Tomek i Rafał zostali od razu zatrzymani przez policję i przyznali się do zamordowania naszego dziecka. Idąc na poligon zabrali ze sobą cztery noże i linę z zawiązaną pętlą szubieniczną. Tomek rozpoczął mord tnąc syna nożem po rękach i nogach. Potem na linie założonej na szyi prowadzili Michała przez polany w stronę oczka wodnego. Syn próbował uciekać, ale został schwytany. Mordercy, bijąc Michała, zmusili go do położenia się i wspólnie zadali cios nożem prosto w serce. Potem wlekli syna na linie za szyję zadając liczne ciosy w plecy, klatkę piersiową, brzuch, głowę, wykłuli synowi oczy. W samej szyi Michał miał 14 ran kłutych, tych ran, które można było policzyć było 57, a wszystkie zadane, kiedy syn żył. Lekarz określił je jako bardzo liczne i wystarczyłyby, aby zabić kilka osób. Mordercy męczyli syna, pastwili się nad nim, w bestialski sposób realizowali swój plan. Ich okrucieństwo poraziło wszystkich mających kontakt z tą sprawą. To była droga krzyżowa mojego syna, trudno wyobrazić sobie jego ból, rozpacz, samotność, bezsilność, opuszczenie, ogromny lęk, przecież miał dopiero 14 lat. Dlaczego odebrali synowi życie w tak straszny sposób? W oficjalnej wersji mówią, że nie wiedzą. Wersja, do której przyznał się Rafał, opisana w liście do sądu i opowiedziana osobie przebywającej w areszcie, mówi o motywach satanistycznych. Mordercy interesowali się satanizmem, mieli jakieś książki, nie wiadomo, z kim się spotykali. Urządzili seans, na którym wzywali szatana. Syn miał być ofiarą złożoną szatanowi, aby zapewnić im lepszą przyszłość. Chcieli wyjąć Michałowi serce, ale przestraszyli się ogromnej ilości krwi. Mieli też przygotowany cyrograf. Okrucieństwo i sadyzm tej zbrodni mógłby to potwierdzać. Michał był dobrym dzieckiem, wrażliwym, uczuciowym, o sprecyzowanych zainteresowaniach. Lubił chodzić po górach, świetnie pływał, miał stopień demonstratora szkolnego narciarstwa, jeździł na rowerze również po górach. Lubił dzieci i umiał się nimi opiekować, mimo że był jedynakiem. Był uczynny, pomocny wobec innych, miał niesamowite poczucie humoru. Nigdy się nie nudził. Miał duże zdolności techniczne i konstrukcyjne. Chciał iść do Technikum Elektronicznego. Marzył o przeprowadzce na wieś, lubił kontakt z przyrodą i bardziej otwarte kontakty z ludźmi. Był wrażliwy na krzywdę zwierząt, przygarniał opuszczone, wyrzucone, ze schroniska, nigdy też nie był obojętny na ból i cierpienie innych. Zawsze składając życzenia mówiłam do syna ?bądź dobry dla ludzi i zwierząt? i taki był. Przez nasz dom przewijały się różne dzieci, również te zaniedbane. Michał traktował ich jak swoich kolegów, zapraszał, częstował, naprawiał im rowery, dzielił się swoimi rzeczami. I z rąk jednego z nich dotknęła go śmierć. Jako rodzice doświadczaliśmy od syna miłości, czułości, radości ze wspólnego życia i pomocy w codzienności. Została po stracie ukochanego dziecka wielka pustka, ból, cierpienie, ale Bóg wypełnia ją swoją miłością. Owocem przejścia do wieczności Michałka było moje nawrócenie i służba dla innych, liczne pojednania z Bogiem u osób, które miały kontakt z poszukiwaniami syna i w rodzinie. Doświadczamy na co dzień działania Bożej Łaski. Sprawa sądowa ciągnie się od 2001 roku. Z powodu zaniedbań proceduralnych oraz zbyt łagodnego potraktowania sprawców, jak stwierdził Sąd Apelacyjny, po raz trzeci jest rozpatrywana w Sądzie Okręgowym w Gliwicach Trudno przewidzieć, kiedy wreszcie będzie zakończona, mimo oczywistej i udowodnionej winy. Proszę Boga o przemianę serc i nawrócenie dla Rafała i Tomka, aby już nigdy nie zadali takich cierpień innym ludziom, przecież Jezus też za nich oddał swoje życie na Krzyżu. Pragniemy, aby w Kaplicy Męczenników XX wieku upamiętniającej 90. rocznicę śmierci bł. Karoliny Kózkówny znalazło się również imię naszego syna, obok wielu innych, którym Bóg otworzył niebo przez współudział w męce Jezusa.