w księdze » Stanisław Leszcz-Przywara
Stanisław Leszcz-Przywara
30 grudnia 1922 - 22 września 1944
Stanisław Leszczyc-Przywara, syn Stanisława
1 Marii Mimnich urodził się 30 grudnia 1922 r. w Hrubieszowie. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Nowym Mieście na Dweręcą, później był krótko w szkole podstawowej w Kole nad Wartą i w Łowiczu. W 1935 r. wstąpił do gimnazjum Państwowego im, ks. Józefa Poniatowskiego w Łowiczu, naukę gimnazjalną kontynuował w Warszawie, a ukończył w Sochaczewie. Jeszcze w Łowiczu wstępuje w szeregi Drużyny Harcerskiej, w której bardzo szybko awansuje. Od 1 stycznia 1938 r. pełni funkcję zastępowego, zastępcy wodza w sochaczewskiej Gromadzie Zuchów, a od 2 marca 1939 r. do wybuchu II wojny światowej jako zastępowy prowadzi zastęp harcerski. Z wybuchem wojny siedemnastoletni harcerz rozpoczyna nowy i niezmiernie trudny okres swego życia. W ostatnich dniach sierpnia 1939 r. ojciec – oficer zmobilizowany odjeżdżając na wojnę zostawił dom i matkę pod opieką syna. Wiele siły woli, opanowania i męstwa wymagał od niego ten niebezpieczny blisko trzymiesięczny okres aż do powrotu ojca z wojny 18 listopada 1939 r. Opiekował się matką i mieszkaniem w budynku szkolnym w Szymanowie w czasie bombardowań, pomagał uciekinierom przechodzącym przez tę miejscowość, ukrył przed Niemcami szablę i odznaki wojskowe ojca i części do radia na cmentarzu, dostarczał żywność do obozu jeńców w Żyrardowie. Nie załamywał się, wierzył nieugięcie, że Polska odzyska niepodległość. W oparciu o dom dziadków istniała szansa przetrwania niedługiej, jak dość powszechnie wówczas mniemano okupacji niemieckiej. Tu nieraz cierpiał głód, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, gdy ojciec nie znalazł jeszcze pracy i próbował handlować jeżdżąc do Krakowa. Szybko nawiązywał kontakty z sąsiadami, z młodzieżą wiejską, udzielał prostych porad sanitarnych i pielęgniarskich wykorzystując swoje sprawności harcerskie. Zarabiał na chleb pomagając w pracy na roli, trochę się ucząc i przygotowując do matury. A przede wszystkim do pracy konspiracyjnej. Społeczeństwo Kąclowej w ówczesnych trudnych warunkach okupacyjnych chętnie korzystało w razie potrzeby z jego porad i umiejętności harcerskich służby ludziom. Cieszył się szacunkiem, zaufaniem i życzliwością miejscowej ludności. Byli mu wdzięczni za służbę ofiarną niesioną człowiekowi w potrzebie.
W pierwszych latach wojny ?Szary? ukrywał się przed wywozem na roboty do Niemiec, później przed żandarmami niemieckimi, którzy chodzili – po wsi i zmuszali ludność do robót przy budowie potrójnej linii okopów biegnących przez wieś. Tak przetrwał szczęśliwie do końca sierpnia 1944 nie wykonując żadnych robót na korzyść okupanta. Kiedy jednak wciągnięto go na listę robotników, a żandarmi i wyznaczeni tzw. ?dziesiętnicy? chcieli go schwytać i zmusić do pracy przy okopach, po naradzie z ojcem zdecydował pójść do pracy w prywatnym tartaku w Ptaszkowej, z tym, że będzie się uczył tam ?czegoś nowego?, tj. obsługi tartacznej maszyny parowej. Po omówieniu sprawy z właścicielem tartaku Rysiewiczem młody Stanisław Leszczyc-Przywara rozpoczął pracę jako stróż nocny i pomocnik maszynisty 1 września, a ukończył ją 22 września 1944 r. zdobywając w krótkim czasie sympatię otoczenia. Do Ptaszkowej, gdzie kwaterowali Niemcy, dotarł żołnierz radziecki zbiegły z niewoli niemieckiej. ?Szary? zorganizował możliwość rozbrojenia żołnierza niemieckiego celem zaopatrzenia zbiega w broń. Niestety akcja nie udała się. Oficer rosyjski zraniwszy tylko żołnierza niemieckiego, który zdążył strzałem zaalarmować załogę, zbiegł w kierunku góry Rosochatki. ?Szary? widziany przedtem w towarzystwie zbiega, został przez biegnącego do wioski Niemca wskazany jako wspólnik napastnika. Rzucił się do ucieczki. Kilkanaście minut żołnierze niemieccy strzelali z trzech karabinów maszynowych, pistoletów maszynowych i kilkunastu karabinów za ?Szarym?, który uciekając zygzakiem i padając na ziemię biegł i zbliżał się mimo ogromnego zmęczenia do lasu Jaworza. Zaś nowa grupa Niemców zabiegła mu z przeciwnej strony drogę, obrzuciła w parowie granatami i ogłuszonego, ale nie draśniętego żadną kulą dostała w swoje ręce. Na telefoniczne wezwanie oficera za kilkanaście minut przybyło gestapo z Nowego Sącza. Cztery godziny trwało śledztwo przy użyciu bicia, tortur w budynku plebani. Podczas przesłuchania zachowywał się z godnością, nie prosił o życie i nikogo nie wydał, chociaż wiedział wiele. Skazany doraźnie na śmierć i zapytany, czy chce księdza odpowiedział twierdząco, lecz księdza już nie dopuszczono, chociaż był w pobliżu. Skatowany szedł na rozstrzelanie z podniesioną głową, odmawiając modlitwę. Na rozkaz katów ukląkł na jedno kolano twarzą w stronę Rosochatki, wzniósł oczy w górę, rękę położył na piersi i szeptając modlitwy odszedł na spotkanie z Bogiem rozstrzelany w piątek ok. godz. 18.00, 22 września 1944 r. W ten sposób oddał życie umęczony za wiarę, z której płynęło całe jego wierne Bogu i Ojczyźnie życie oraz za wolność i niepodległość Polski.