w księdze » Jerzy Amielańczyk
Jerzy Amielańczyk
18 lipca 1983 -
Nazywam się Sylwia Napiątek – Amielańczyk. Mam 49 lat. Mieszkam w Gdyni. Jestem zamężna od 24 lat. W małżeństwie urodziło się dwoje dzieci: Jerzy (18.07.1983 r.) oraz Patryk (10.03.1987 r.).
Jerzy, uczeń Gdyńskiego Liceum Autorskiego dnia 18 stycznia 2002 roku miał studniówkę w lokalu ?Róża Wiatrów? na Skwerze Kościuszki. O godzinie 19.00 zawiozłam wspólnie z Patrykiem mojego maturzystę pod ?Różę Wiatrów? i za siedem dni, tj. 25.01.2002 r. odebrałam zwłoki Jurka wyłowione z morza przy Skwerze Kościuszki. Co się zdarzyło? Na szkolnej studniówce uczniów GLA – dyrekcja i nauczyciele oraz uczniowie ?częstowali? się alkoholem: szampanem i winem. Jurek poczuł się bardzo źle i koledzy postanowili odwieźć go do domu. Mój syn jednak jadąc Taxi postanowił wrócić do lokalu. Taxi zatrzymała się i Jurek szedł do ?Róży Wiatrów?, a koledzy powrócili tą samą Taxi do lokalu i poinformowali panią wychowawczynię o idącym w kierunku lokalu Jurku. Pani wychowawczyni nie zareagowała na tę informację i nawet nie zadzwoniła do mnie. Uważam, że to leżało w gestii wychowawczyni, aby powiadomić rpnie o tym, że syn poczuł się źle, wymiotował i że musi wracać do domu. Prokuratura po zakończonym śledztwie sprawę umorzyła, a to z powodu tego, iż rzekomo nie stwierdzono żadnych śladów przestępstwa. Dnia 27 stycznia 2002 r. przyjęłam w swoim mieszkaniu kolegę na rozmowę (moją parafią są ojcowie franciszkanie), podczas której ojciec powiedział mi, że Jurek został wepchnięty, a żadnych śladów nikt nie znajdzie na ciele syna (zwłoki Jerzyka znajdowały się w Zakładzie Medycyny Sądowej AM w Gdańsku). Swoje dziecko pochowałam 31 stycznia 2002 r. Jurek w chwili śmierci miał 18 lat i sześć miesięcy. Zginął śmiercią nagłą w skutek utonięcia. Wiem, że nie było to samobójstwo. Wiem, że Jurek nie znajdował się pod wpływem środków narkotycznych i psychotropowych. Pani nauczycielka po pogrzebie powiedziała do mnie przez telefon, że była to bezsensowna śmierć i do tej pory nie odezwała się do mnie. Te słowa bardzo mnie zabolały. Dzisiaj przeczytałam informację o Bł. Karolinie Kózka. Jedno zdanie ?(…) Przykład tej dziewczyny z małej miejscowości pod Tarnowem może rodzinom ofiar nieść nadzieję i wiarę w to, że śmierć ich bliskich ostatecznie nie jest bezsensowna (…)? Jako matka zmarłego tragicznie syna (dzisiaj wiadomo, dlaczego Jurek znalazł się w wodzie) – 18 lat i sześć miesięcy – uważam za ofiarę bezmyślności (lokal znajduje się tuż przy akwenie wodnym); alkoholowych zwyczajów tolerowanych przez dyrekcję oraz braku odpowiedzialności za ludzkie życie ze strony nauczycieli (nie wezwano pogotowia, nie poinformowano rodziców o stanie