w księdze » Stanisław Gądek

Stanisław Gądek

20 grudnia 1945 - 17 grudnia 1946

Ten krótki życiorys i historię tragicznej śmierci opisuję, ze wspomnień mojej mamy Krystyny Janik (77 lat), a siostry zamordowanego. Wspomnienia te są bardzo trudne dla mojej mamy, do dzisiaj nie potrafi tego przyjąć spokojnie. Może teraz, gdy wujek znajdzie się w Waszej Kaplicy Męczenników przyniesie jej to spokój, że chociaż tyle mogła dla niego zrobić. Stanisław Gądek urodził się w 20 XII 1925 r. w Kozłowie koło Miechowa, tam ukończył siedmioklasową szkołę podstawową. Kolejne lata spędzał w swojej rodzinie, na wsi pracując w gospodarstwie. Był bardzo dobrym i wrażliwym człowiekiem. W 1944 roku, gdy umarła mu matka bardzo to przeżył, był najstarszy, więc bardzo pomagał w opiece nad swoim rodzeństwem (3 siostry, najmłodsza 2 lata i jeden brat). Po zakończeniu wojny wyszło rozporządzenie, aby każdy posiadający broń oddał państwu. I tu zaczyna się cała tragedia mojego wujka, który posiadał broń (podczas wojny nie próżnował – idee AK były mu bliskie). Nie oddał broni i to stało się dla niego niebezpieczne, gdyż ktoś uczynny doniósł. Wujek ukrywał się najpierw u znajomego kolejarza swojego ojca (mojego dziadka) w Kędzierzynie – Koźlu (ponad rok). Tęsknota za domem spowodowała, że przyjechał oczywiście bardzo skrycie. Ukrywał się u dalszej rodziny około 8 km od domu w miejscowości Gniewięcin koło Sędziszowa. Po tygodniu UB z Krakowa już go wyśledził i cały dramat rozegrał się w nocy z 16 na 17 grudnia 1946 r. To była bardzo mroźna zima. Przyszli w nocy. Wujek zdążył założyć buty, spodnie i kolejowy mundur i tak go zabrali. Prowadzili go te 8 km piechotą na posterunek w Kozłowie. Z opowiadań ludzi, u których się zatrzymywali na wódkę i ogrzanie – wiemy jak wyglądał ten konwój. Bili go, znęcali się na różne sposoby. Opiszę tylko jeden postój u sołtysa w Klimontowie. Uwiązali wuja przy paliku na zamarzniętej sadzawce, był prawie nieprzytomny z zimna i bólu. Chłopcy, którzy to widzieli byli zdziwieni, że nie próbuje uciekać. Udało się do niego podejść, to nawet nie mógł wziąć tego, co mu dali, miał połamane ręce, był skatowany i zziębnięty. Gdy rano przyprowadzili go na odległość około 500 m od posterunku w Kozłowie, zabili go strzałami w plecy i powiedzieli, że uciekał. I tak w swoje 21 urodziny, dnia 20 grudnia 1946 roku został pochowany na cmentarzu w Kozłowie obok swojej mamy. Bogu niech będą dzięki, że mogę w imieniu mojej mamy Krystyny Janik i swoim własnym ujawnić męczeństwo mojego wujka i prosić o umieszczenie go w Kaplicy Męczenników XX w.
Ewa Mroczkowska

Zapal znicz

Zapal znicz dla upamiętnienia osoby. Wpisz swoje imię, krótką wiadomość, oraz wybierz znicz lub kwiaty.

Wybierz znicz lub kwiaty