w księdze » Wojciech Baziak

Wojciech Baziak

21 stycznia 1945

Uczęszczał do elementarnej szkoły w Maszkowicach, był wesoły i radosny. Po skończonej czwartej klasie, poszedł na służbę do gospodarza paść bydło, a później jako wyrobnik do koni i pracy w polu. W 20 roku życia zginął męczony przez hitlerowców 21 stycznia 1945 roku. Na granicy Jazowska i Maszkowic w parafii Łącko, polscy partyzanci i -z pewnością – ruscy żołnierze rozdrażnili wojska niemieckie, opuszczające wówczas nasz kraj. Niemcy mścili się za to nad niewinnymi ludźmi, palili domostwa, strzelali do ludzi. Wojtek był od dziecka sierotą. By żyć, ciężko pracował służąc u bogatego w tym czasie Farona w Maszkowicach jako parobek do koni. W dzień swojej katorgi i śmierci, pobiegł do siostry. Tam właśnie przyszli Niemcy, aby podpalić okoliczne domostwa ?na górce?. Zabrali z domu Wojtka Baziaka i Józefa Kozarczyka. Pochwyceni chcąc udowodnić, że nie są partyzantami, poprosili o poprowadzenie ich do sołtysa w Maszkowicach, pana Jarka. On jednak, wystraszony, w obawie o siebie i rodzinę powiedział, że ich nie zna. Żołnierze hitlerowscy obchodzili się z Wojtkiem i Józefem w sposób okrutny: bili ich kolbami, kopali, gdy ci byli prawie nieprzytomni – cucili polewając wodą i bili dalej. Ich cierpienia potwierdziła Józefa Stabkowska, która w tamtym czasie pracowała w kuchni u Farona. Ofiary nie miały żadnej możliwości obrony, wydawały bolesne okrzyki: ?Jezus, Maryja? O godzinie 22 polscy partyzanci wysadzili w Nowym Sączu zamek królewski na Helenie, gdzie mieściło się SS, gestapo i skład amunicji. Ja byłam przed domem, wynosiłyśmy wszystko na zewnątrz, bo rano miałyśmy zostać spalone. Ten wybuch spowodował, że Niemcy w Maszkowicach dając znak trąbką wszystkich zaalarmowali. W tym czasie za stodołą u Farona zostali rozstrzelani Wojtek i Józef. Rano znaleziono ich ujętych pod ręce w pozycji klęczącej, w śniegu, zamarzniętych, skostniałych. U Wojtka widziałam ranę pod brodą, przechodzącą przez język do czubka głowy. U Józefa kula strzelona w tył głowy wyszła czołem. Jako 13-letnia dziewczyna poszłam na pogrzeb tych umęczonych ofiar. Kiedy kondukt pogrzebowy kierował się na cmentarz w Łącku, nadleciał hitlerowski samolot, obniżył lot i z maszynowego karabinu posypały się kule. Ksiądz Marian Brach zawołał: ?ludzie padajcie na ziemię? i sam upadł między groby. Już dziś nie pamiętam, czy spuścili trumny do grobów, czy odbyły się ceremonie modlitewne. To było straszne.
S. Genowefa

Zapal znicz

Zapal znicz dla upamiętnienia osoby. Wpisz swoje imię, krótką wiadomość, oraz wybierz znicz lub kwiaty.

Wybierz znicz lub kwiaty